Zmiana po raz których miejsca zamieszkania, to zmiana dla mnie dotychczasowego życia. Diametralna. Osiągniecie pełnoletności oznacza uwolnienie się od opiekuńczego brata, który mnie pilnował. Zawsze wiedział, co robię. A teraz... nareszcie mogę żyć swoim życiem. Mogę robić co chcę, bez przeszkód mogę zwiedzać nowe miejsca, oraz bez przeszkód nakrycia....
Z cichym westchnięciem odłożyłam na podłogę ostatni już karton. Wycierając kroplę potu z czoła, usiadłam na wygodnej, czarnej oraz średniej wielkości kanapie. Musze przyznać... jestem padnięta tym wnoszeniem kartonów na czwarte piętro mojego nowego miejsca zamieszkania. Musiałam jeszcze tylko wszystko poustawiać i mogę zacząć normalnie żyć. Ale najpierw trzeba iść odebrać papiery z uczelni i iść po zakupy. Przed nieszczęsnym wyjściem do ludzi, ubrałam na siebie o rozmiar za dużą bluzę sportową, która bez przeszkód zakryła moją górną partię ciała.
Już dawno zrobiło się ciemno, a ja spacerowałam sobie ciemną, przyboczną uliczką. Nie miałam zamiaru chodzić zatłoczonymi jeszcze o tej porze ulicami, wielkiego miasta. Muszę przyznać, że miasto te budziło we mnie zachwyt swoją nie codzienną odmiennością. Mieszkało u wiele ludzi, różnych narodowości, którzy bez przeszkód żyli obok siebie. Jak równy z równym. Z zamyślenia wyrwał mnie śmiech obcych ludzi. Po gamie głosu spostrzegłam, że były to męskie głosy. I na bank nie byli to mili ludzie. Gdy już chciałam zawrócić, usłyszałam za sobą krzyki i gwizdy.Czy zauważyli mnie? Na pewno. By to sprawdzić, spojrzałam za siebie. Nie myliłam się. Szli prosto w moją stronę.
- Czemu taka laska jak ty, spaceruje samotnie po ulicach tak wielkiego miasta? - zapytał jeden z " dresów''. Ewidentnie wyczułam od niego alkohol. Głos ugrzązł mi w gardle. Niespokojnie, zaczęłam się cofać do tyłu. Niestety wpadłam na drugiego koleżkę, tego pierwszego. No to mam kłopoty.
- Chyba lala, zapomniała języka z chaty. - zarechotał trzeci. Nigdy bym tego nie zrobiła, ale to było potrzebne. Odwróciłam się do jednego z chłopków. Wymierzyłam mu mocnego, prawego sierpowego w twarz, by następnie kopnąć go w podbrzusze. Gdy ten padł na ziemię, zaczęłam uciekać znaną mi dróżką. Usłyszałam, że tamci biegną za mną. Wyleciałam na jedną z większych ulic, która obecnie była prawie pusta. Zaczęłam biec przed siebie. Gdy spojrzałam za siebie, nie oczekiwanie odbiłam się od kogoś i wylądowałam na nie za czystym chodniku. Przerażona spojrzałam przed siebie. Gdy upewniłam się, ze to nie jeden z oprawców, zacinając się powiedziałam:
- P...proszę pomóż mi.
( jakiś chłopak? )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz