Lekkim, acz niepewnym krokiem weszłam do ogromnego amfiteatru z miejscem dla stuosobowej orkiestry. Ponoć tutejsze koncerty były widowiskowymi wydarzeniami i wywoływały ogromne zamieszania w Londynie, zaś muzycy, którzy dostali szansę w orkiestrze wygrywali w życiu sławę na skalę światową oraz liczne szanse na rozwinięcie umiejętności. Zacisnęłam mocniej dłonie na pasku futerału na moje skrzypce i uśmiechnęłam się do siebie, stając na miejscu przydzielonym do pierwszych skrzypiec. Wyobraziłam sobie ogromny tłum, przyszłych towarzyszy i piękne melodie płynące z instrumentów. To wspaniały obraz zapierający dech w piersiach. Nie żałuję, że przyjechałam tu z Włoch.
- Panna Luelle Evening, jak mniemam? - w drzwiach stanęła w kwiecie wieku kobieta. Wyglądała na około trzydzieści, czterdzieści lat, chociaż nienaganna postawa, delikatny i wzniosły ton głosu znacznie ją odmładzały.
- Tak, to ja, proszę pani, Juliette Souvenir - uśmiechnęłam się, przypominając sobie nazwisko słynnej nauczycielki, po czym żwawo podeszłam do kobiety. Ona zlustrowała mnie od stóp do głów, zatrzymawszy się odrobinę dłużej na futerale ze skrzypcami, ale w każdym razie znowuż spojrzała mi w oczy.
- Dostałam pani list z podaniem o przyjęcie do orkiestry, jednak widzę, że celujesz wysoko. Pragniesz zostać solistką? Och, najpierw musiałabyś się wykazać w grupie, a jeszcze przedtem udowodnić, że się nadajesz na naszą uczennicę - rzekła Souvenir.
- Jestem gotowa przejść wszelkie egzaminy i próby - przytaknęłam prędko głową.
- Masz w sobie sporo animuszu, dobrze więc, dam ci czas na przećwiczenie wybranego utworu, za tydzień tego samego dnia, o tej samej porze spotkamy się wraz z całą grupą, aby ocenić twój poziom zdolności. Potem zadecydujemy co dalej, jeśli chcesz, możesz zostać tu na chwilę i poćwiczyć już coś - posłała mi wyzywający uśmiech.
- Zgoda, podołam zadaniu - rzuciłam prędko, po czym za zgodą opiekunki teatru ruszyłam ku scenie, aby zapoznać się z miejscem i poeksperymentować z akustyką.
Po może dwóch godzinach ćwiczeń opuściłam pomieszczenie, kierując się do wyjścia. Teatr był jednak tak ogromny i posiadał tak skomplikowany system korytarzy, że pomyliłam kierunki. Zgubiłam się gdzieś pomiędzy pojedynczymi salami muzycznymi. No to mamy problem.
Ni z gruszki, ni z pietruszki do moich uszu dotarł niesamowity głos. Ktoś najwyraźniej ćwiczył.
- Piękny - podsumowałam ton, styl, czystość oraz sam dźwięk śpiewu, po czym ruszyłam za echem, które w ostateczności doprowadziło mnie do pokoju na końcu korytarza. Niepewnie uchyliłam drzwi i cicho weszłam do pomieszczenia, aby zobaczyć właściciela głosu. Stał przede mną wysoki chłopak o brązowych włosach. Najwyraźniej mnie nie zauważył, a ja oczarowana przez piosenkę nie chciałam mu przeszkadzać. Wysłuchałam utworu do końca, uśmiechając się mechanicznie pod nosem, a gdy skończył śpiewać, poczułam lekki zawód, ale oparłam o ścianę futerał ze skrzypcami oraz teczkę wypełnioną nutami i zaczęłam cicho klaskać.
- Masz niesamowity talent - rzekłam z promiennym uśmiechem.
<Christian? ^^ >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz